Wychowałem się w rodzinie kultywującej etos leśnika. Wzorem był mój dziadek, pionier, który 70 lat temu organizował służby leśne na Ziemiach Odzyskanych. Dlatego z ciężkim sercem przychodzi mi obserwowanie dziś, jak leśnicy tracą zaufanie społeczne, na które pracowało kilka pokoleń. Niby noszą te same mundury, ale dawni opiekunowie lasów stali się współsprawcami masowej grabieży.
Zręby i karczowiska towarzyszące podróżującym po Polsce są tylko czubkiem góry lodowej. Prawdziwa rzeź lasów odbywa się z dala od dróg i jest dla większości obywateli niewidoczna. Wszyscy za to mijamy każdego dnia niekończące się konwoje tirów załadowanych drewnem. Trwająca przemysłowa eksploatacja na niespotykaną skalę, istne żniwa w lesie, oznacza tłuste lata dla dzisiejszych zarządców, ale jednocześnie zapowiada chude lata, dla tych co przyjdą po nich.
Instytucja, której jako społeczeństwo powierzyliśmy nasze lasy, karnie i bezkrytycznie podporządkowała się politycznym mocodawcom obsesyjnie zapatrzonym w przeszłość, a zupełnie nierozumiejącym teraźniejszości i niezainteresowanym przyszłością.
Uparte praktykowanie XIX-wiecznego modelu leśnictwa nieprzystającego do realiów XXI wieku pudruje się nachalną propagandą, w myśl której las wymaga „odnawiania” a puszczę „chroni się” wycinając ją. „Wy się nie znacie” — odpowiadają leśnicy krytykom, natychmiast dodając — „my mamy plan zagospodarowania lasu”. Rabusie włamujący się do banku też mają plan, ale w żaden sposób to ich nie usprawiedliwia.
Olcha szara
Obwieszczany przez mesjaszy populizmu konflikt między potrzebami przyrody i człowieka jest pozorny. Nie stawia dobra człowieka na pierwszym miejscu ten, kto nie troszczy się o przyrodę. Egzystencja człowieka poza przyrodą nie jest i nigdy nie będzie możliwa. Adwokaci rozwoju gospodarczego kosztem środowiska podkopują ten fundament bytu społecznego nie tylko dla nas, żyjących, ale również dla przyszłych pokoleń. Historia uczy, że wszystkie wielkie cywilizacje upadały, gdy ich zasoby naturalne, a szczególnie lasy, zostały wyczerpane.
Dzisiejsza Polska jest jak chory człowiek Europy, który demagogią o „czynieniu sobie ziemi poddaną” stara się zarazić resztę naszej europejskiej rodziny. Skutki tej epidemii obskurantyzmu będziemy odczuwać my wszyscy, do końca naszych dni, ale też nasze dzieci i wnuki. Lasów, które zniknęły z krajobrazu Polski w ostatnich latach, nasze oczy już nigdy nie zobaczą.
Tulipanowiec amerykański
W sytuacji, gdy Polska stała się marionetkowym państwem podporządkowanym interesom jednej partii, polska przyroda musi polegać na obrońcach w instytucjach Unii Europejskiej. Powinno to nas zawstydzać, ale kiedy szkody czynione lokalnie odczuwane są globalnie, nie może dziwić.
Rabunkowe wyzyskiwanie przyrody nie zbuduje nowoczesnej gospodarki, nie stworzy warunków do dobrego życia, nie przygotuje nas na wyzwania, z którymi musimy się zmierzyć. Dewastując przyrodę, pozbawiamy przyszłe pokolenia ważnej części narodowego dziedzictwa i kulturowej tożsamości.
Klon czerwony
Naukowcy robią, co mogą, badając, objaśniając, szukając rozwiązań, ale okazuje się, że największymi zagrożeniami dla przyrody są egoizm, chciwość i apatia paraliżujące nasze społeczeństwa. W zgodzie z mantrą — po nas, choćby potop — wartość przyrody jest notorycznie ignorowana w imię osiągania doraźnych korzyści.
System ochrony przyrody w Polsce jest dziś celowo i systematycznie rozmontowywany oraz podporządkowywany ideologii nakazującej przyrodę eksploatować a nie chronić. Czy obronimy nasze lasy, czy uratujemy naszą przyrodę, czy zmobilizujemy się do działania, czy wzniesiemy się ponad indywidualny egoizm, czy powstrzymamy wyniszczającą chciwość, czy potrafimy spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa?